piątek, 4 grudnia 2009

Język a marketing?

Powszechne zjawisko, że na co dzień wysławiamy się kiepsko, czy raczej fatalnie zdążyło już wielu okiełznać i do siebie przyzwyczaić.
Zastanawiam się właśnie nad starannością przygotowywania materiałów marketingowych, w szerokim rozumieniu. Czy pisanie treści nie wymaga choćby odrobiny skupienia i zastanowienia? Czy język promocji musi być językiem bałaganu i niekonsekwencji?
To, że wiele od właściwych sformułowań zależy, to pewne. Ale często nie wykorzystywane z odpowiednią uwagą i czujnością.
Bałaganiarskie konstrukcje zdań, przeniesienia bezpośrednie z języka codziennego – to przerażająco częsta rzeczywistość.
Do końca nie dziwi – bo żyjemy w społeczeństwie Internetu, ale przecież (na Boga!!!) w sieci też trzeba czytać! Czy marketing przyjmie kierunek coraz powszechniejszy wśród młodzieży – pisania jakkolwiek, byleby sens był mniej więcej zrozumiały; braku przestrzegania zasad gramatycznych i ortograficznych (bo przecież normalnie to Word błędy sprawdza)?
Strzeżcie się moi drodzy, bo z całą pewnością są wśród Waszych klientów tacy, którzy nie chcą kupować w „sklepie dziecinnym”, ale już „dziecięcy” chętnie by odwiedzili i którzy poszukują podstawowego porządku w tym zwariowanym świecie, oczekując odrobiny normalności…

Brak komentarzy: